Komentarze: 3
szukam jednopokojowego mieszkania do wynajęcia w Krakowie... pilnie!
szukam jednopokojowego mieszkania do wynajęcia w Krakowie... pilnie!
wkurwienie moje siega zenitu... nie odzywac sie nawet bo zabije... nie wiem czym ale zabije....
a co mnie w tak wspanialy nastrój wprowadziło? a no wstaje sobie rano w piekny, wolny, poniedziałkowy poranek... udaje sie do kuchni w celu zrobienia kawy... biore sobie gratis orzechową princesse i zasiadam z tymi zdobyczami przed komputrem... sciagam sobie poczte i jest... jest mail na ktorego czekam od wczoraj...
po tym jak wróciłam wczoraj do domku po 4 dniach czekały na mnie w skrzynce odbiorczej m. in. wyniki ze statystyki.. no i owszem wyniki były, całej mojej grupy tylko nie moje... ale widzac ze kolega, z którym skonsultowałam wszystkie wyniki zadan ma 5 (jedyna 5 w naszej grupie, trzeba dodac), byłam spokojna o moj wynik... nie zastanawiajac sie wiec dlugo napisałam do szanownego dr K. aby napisał mi co ja dostałam... na to on z rozbrajajaca szczeroscia sprowadzajaca mnie na ziemie, a raczej wprowadzajaca mnie w taki stan w jakim teraz oto jestem, odpisał:
Niestety nie zdala Pani.
dr K.
no i chuj mu w dupe... oki.. kurwa moglam nie zdac... bo wiele ze statystyki nie łapie, ale dlaczego Marcin (wyzej wspomniany kolega) ma 5?... jeszcze kurwa zeby on mial 3 to inaczej by to wygladało... ale jak moga tak bardzo roznic sie nasze oceny skoro wyniki zadan mielismy takie same i odpowiedzi do pytan teoretycznych rowniez?... jedyne co moglismy miec inaczej to sposoby rozwiazania tych 3 pierdolonych zadan.. no ale skoro zgadzaja sie wyniki to chyba jest malo wazne jak to zrobilam, no nie?...
ale to jeszcze nie to jest najgorsze.. bo w sumie moge isc do owego dr na dyzur, zobaczyc moja prace i stwierdzic ze faktycznie cos mialam zle albo dobrze... ale jesli okaze sie ze jakies zadanie mialam dobrze a on mi go nie zaliczyl to ja nawet nie jestem w stanie mu wytlumaczyc ze ja mam racje... bo ja wiem tylko jak poszczegolne zadania sie robi, a juz dlaczego tak jest to nie mam pojecia :/ nikt u nas nic wiecej nie wie, wiec nawet nie staralam sie wiecej nauczyc... ehhhh.... no coz... jezeli okaze sie ze faktycznie nie zdałam to bedzie to moj pierwszy oblany egzamin...
yszzzz..... :/
- jestem twoja rodziną?
- jesteś.
- nie jestem. jestem obca osobą.
- jesteś moją żoną.
- jeszcze nie jestem.
- a do tego aby byc moją żoną potrzebujesz kawałka blachy na palcu i papierka?
i tu nasuwa sie pytanie.... czy ja mam męża? :) no z tego wynika że mam :)
...
a teraz rzeczy codzienno-przyziemne.
wstałam rano, by zrobic to, co musze zrobić. a mianowicie musze napisac 3 wypracowania za które dostane pieniążki, a ze jest to suma dość konkretna jak na takie zamówienie to wziąłam sie za to ochoczo. no ale stanęłam w połowie jednego i ruszyc dalej nie moge. ale rusze, bo musze :P
chce mi sie przeczytać książke. i przeczytam. dzisiaj.
chce mi sie pooglądać telewizje. nic konkretnego. mogą byc nawet reklamy. a jak nie będzie reklam to chociaż poskakać chce mi sie po programach. jakby nie było nie robiłam tego kilka miesiecy, wiec mi sie chce. ale nie zrobie tego, bo kurwa jak mi sie cos chce to nikt sie z tym nie liczy. telewizor tez. i wziął i przestał działać.
chce mi sie jeszcze posprzątać w pokoju. i posprzątam. wywale połowe ciuchów z szafy i notatki, które towarzyszły mi przez ostatnie miesiące tez pojda w kosz.
a potem to nie wiem co mie sie jeszcze zachce. o wiem! ponudzic mi sie zachce, bo też tego dawno nie robiłam.
popijam sobie kawe z niebieskiego kubka, który kupił mi Mój Chłopczyk, zebym miała coś swojego w pracy... a ze w pracy nie jest mi potrzebny to cieszę się nim w domku :)... którąś godzine z koleji siedze nad statystyką, pisze ściągi (ja pisze ściągi - godne zapamiętania), próbuje rozwiązywać zadania i nawet mi to wszystko jakos idzie... bez stresu, powolutku, nikt ani nic mnie nie pogania... pogodzona z tym, ze moge jutro tego nie zaliczyc a jeśli zalicze to moge miec tylko 3... i nie przeraza mnie to... nie bedzie stypendium to nie bedzie.... trudno... wiekszość ludzi sie bez tego obchodzi, wiec ja tez mysle ze sobie poradze :)...
sprawdziłam stan konta, pododawałam, poodejmowałam co trzeba i wyszło mi, ze spokojnie bede sobie zyc za te pieniązki, które odłozyłam jeszcze pare miesiecy... jaki z tego morał? pracy tez na gwałt nie potrzebuje... napatoczy sie jakaś to nie pogardze, ale szukać i starać sie nie będę... nie mam juz ochoty na takie zycie jakie wiodlam przez ostatnie kilka miesięcy... podobno pracuje sie po to, aby zyc a nie na odwrót... będę trzymac sie tej zasady...
"razem ze mną nie spiesz się... nie ma po co, nie ma gdzie......"
wczoraj pojechałam sobie na egzamin.... moja grupa miała wejść na sale o godzinie 14.... no i czekalismy, czekalismy, ale sie nie doczekalismy... ok. 16:30 wyszła pani dr i powiedziała, ze reszcie dziekuje i zaprasza za dwa tygodnie, bo wiecej czasu nie ma.... no cóż...nie powiem... miłe to było bardzo... tymbardziej, ze wiekszość z nas wzięła sobie w pracy dzień wolny... ja również... przez co dzisiaj miałam pociągnąć w pracy dzionek cały tj. 11h... i co? przychodze sobie pełna zapału do pracy na godzine 9... otwieram swój boksik, zaspana ide na zaplecze w celu zrobienia sobie kawy a tu za mną wpada moja zmienniczka... (tu pod jej adresem powinno paść wiele niecenzuralnych słów, ale z racji tego, ze obiecałam sobie kiedys, ze na blogu nie bede uzywac tak wulgarnego jezyka jakim posługuje sie na codzien teraz te słowa zostana zastąpione dzwiekiem nastepującym: piiiii piii piiiiiiiii :P)... i cóż owa zmienniczka ma mi do powiedzenia? a no ma dość istotną rzecz, a mianowicie, ze ja mam urlop... myślę sobie wiec: troszke to dziwne, bo wczoraj sie spotkałyśmy i nic mi na ten temat nie wspominała, powiedziała tylko, ze szefowa sie do mnie dodzwonić... no ale nic to chwyciłam za telefon i dzwonie do szefowej... a ona mi na to: 'Paulinko miło sie z toba współpracowalo, ale musmy ci podziekowac, a z racji tego, ze nie wykorzystałaś przez 3 miesiące zadnego dnia wolnego to masz płatny urlop do końca umowy... zostaw klucz Ani, a we wtorek przyjdz po pieniadze i swiadectwo pracy'... wmurowało mnie delikatnie mówiąc... a triumfująca mina tej piiiiiii doprowadziła mnie do białej gorączki... zabrałam wiec co moje, pierdolnełam i kluczem i sie zabrałam do domku... urlop w końcu mam, no nie? po drodze wstąpiłam do Mareczka mego zrobić mu najulubieńszą przez nas pobudke i tak oto zaczął mi sie pierwszy urlop płatny w mojej karierze :)... dzisiejszy wieczór spedze sobie nad statystyka, jutrzejszy dzionek również... w sobote napisze egzamin.... a w nd wyjedzam do Kościeliska urlopować sie na całego, płatnie urlopować :P postanowienie na reszte zycia: nigdy, ale to przenigdy nie dam sie tak potraktować przez pracodawce! a co za tym idzie: nigdy, ale to przenigdy nie zatrudnie sie w zadnej małej prywatnej firmie...
a teraz na koniec cos co wczoraj bardzo poprawiło mi humor :) chyba najładniejsze zdjecie jakie mam :)