Najnowsze wpisy, strona 2


mar 13 2006 -81-
Komentarze: 3

bo to jest tak...
mój brat został miesiąc temu tatusiem po raz drugi :) pierwsza była Nina, teraz jest Szymon :) wyslalam kartke z gartulacjami, ucieszyłam sie bardzo i niestety na tym musiało sie skończyć, bo nie moge zobaczyc tego dzidziusia... a wszystko przez pewna awanture, która miała miejsce dwa lata temu.... od tamtego czasu nie rozmawiam z żoną mojego brata, a z nim samym czasmi jakies zdawkowe 'cześć' wymienimy... smutne to jest i bardzo mi sie ta sytuacja nie podoba... a nic zrobic nie moge... no w sumie mogłabym... mogłabym kupic grzechotke, iść do nich do domku (tymbardziej ze mieszkają jakies 10 min drogi ode mnie) i udawać ze nic sie nie stało... ale ja tak nie moge... mam żal do brata o to co wtedy powiedział, o to co wtedy zrobił... mam żal do jego zony... nie chce zeby mnie przepraszali, bo to nie o to chodzi... boje sie tylko ze jakbym znowu im zaufała to zostalabym potraktowana jak dwa lata temu... a z drugiej strony tak bardzo mi brakuje normalnych relacji z bratem, jego glupich pomysłow, jego glupich gadek, jego mi brakuje... i myślałam, ze moze jak urodzi sie dzidzius to sie cos zmieni, ale nie :(
dzisiaj była u nas Nina pare godzin... pobawiłysmy sie razem, kazała mi upleść 'takie jak kiedyś warkoczki', poprzytulała sie, wycałowała mnie, obiecała ze kiedys przyjdzie do mnie z Szymkiem, ze go z tatą kiedyś do mnie przywiozą...
ehhh... było tak jak kiedyś, jak wtedy kiedy Ninka była mała i bawiłysmy sie razem codziennie, jak chodziłysmy razem na spacerki, jak byłam jej ulubioną Paulinką....

my_destiny : :
mar 10 2006 -80-
Komentarze: 7

jak to jest ze czym ma sie wiecej czasu wolnego tym mniej jest sie w stanie zrobić?
taka jakaś dziwna zależność, ale jak narazie bardzo mi ona nie doskwiera... w sumie mogłabym rzec, ze zycie bezrobotnego jest całkiem przyjemne :)... wstaje sobie najwcześniej o 9 (patrz dzisiaj), robie sobie to na co mam ochote, nikt mnie nie popedza, nikt mnie nie goni, nikt mnie nie sprawdza... spedzam sobie całe dnie na slodkim leniuchowaniu sama badz z Markiem i calkiem milo i przyjemnie mi sie zyje:) jakby nie ptarzec na to, to calkiem nowe doświadczenie dla mnie jest.... jeszcze nigdy nie byłam bezrobotna :)
a nic mnie tak nie denerwuje jak wstawki typu: 'dzisiaj piątek... a jutro juz wolne'... jakie kurna wolne? dla mnie dzisiaj wlasnie zaczyna sie najwiekszy zapieprz w całym tygodniu :/...ale to nic, ale to nic... z tym tez jakos sobie radze... dzisiaj zaczynam 3 zjazd, a mam ich w sumie 10, wiec juz nie długo :) a potem błogie lenistowo wakacyjne :P (pomijajac praktyki i prace jaka mam juz na wakacje zaklepaną :P)
a chwaliłam sie juz, ze mam 4 ze statysytki? nie? no bo nie moglam sie chwalic, bo dzisiaj sie o tym dowiedziałam :P
a mowilam juz, ze majac takiego mezczyzne jak ja jest sie najszczesliwsza kobieta na swiecie? nie? niemozliwe... to, to napewno mowilam :P
jakos tak mi sie dzisiaj glupio i nieskładnie pisze... moze to to wczorajsze kadzidełko kokosowe, ktorego zapach cały czas sie unosi w pokoju? no nie wiem... naprawde trudno mi powedziec :P
dobra.. ide wode gotowac, bo Mareczko Paskudeczko zaraz tu wpadnie i powie: 'zono! kawy!' :)

my_destiny : :
mar 02 2006 -79-
Komentarze: 3

cóż mam napisać?
ze mi jakos tak melancholijnie...?
ze po kilku godzinach ze statystyka mam jej dość?
ze jutro poprawka i bedzie wielki wstyd jeśli nie zdam zważywszy na moje ostatnie awanturowanie sie u dr K.?
ze wczoraj idac sobie spacerkiem z moim Szczęściem spotkalismy Migdała?
ze popatrzył sie na mnie wzrokiem, ktorego zapomniec nie moge?
ze przed chwila popłakałam sie widząc zdjecia pewnego dzidziusia?
ze chce miec swojego, tak bardzo?
ze dzisiejszego dnia pewnie nigdy nie zapomne, bo tak to podobno jest?
cóź mam napisac wiecej?

ehhhh...

my_destiny : :
lut 28 2006 -78-
Komentarze: 3

nic sie nie zmieni... dalej bede mieszkać tu gdzie mieszkam, dalej bede miała 4 dni wolnego w tygodniu, dalej bede mogła spac do południa, dalej bede z utesknieniem czekac aż moj mężczyzna wróci z pracy... nic sie nie zmieni... przynajmniej narazie... a kiedy skończy sie narazie? nie mam pojęcia...
a jutro miałam oglądnąć mieszkanie prawie wymarzone... przyzwyczaiłam sie juz nawet do myśli, ze bede w nim mieszkac sama... ze czasami ktos mnie odwiedzi, ze czasami kogoś zaprosze, ze Marta tak jak obiecała wpadnie na kilka dni... no coż....szybko sie musiałam odzwyczaić...
i nie bede mówic ze tak jest lepiej, ze tak jest dobrze, bo wcale nie jest.... i nie bede mówić ze sie z tego ciesze, bo wcale sie nie ciesze, bo znowu cos mi sie nie udało, chociaż mogło...

a w piatek poprawiam statystyke... nie zdałam, bo nie zauwazayłam, ze na ostatniej stronie jest jeszcze jedno zadanie :/ w piatek napewno zauwaze...

pozatym nareszcie zaczyna mi sie ciąg przedmiotów, ktorych uczy sie z miła chęcią :)...pomijając fakt, ze kobita od historii sztuki opowiada rzeczy, które z prawdą mają mało wspólnego jest całkiem ok :)

tyle na dzisiaj... smutno troche jeszcze, ale mniej niz wczoraj ;)

my_destiny : :
lut 21 2006 -77-
Komentarze: 4

kolejna godzine z rzedu buszuje po wirtualnej rzeczywistości poszukując rzeczywistego mieszkania... w mojej wyobraźni wygląda ono tak: znajduje sie we względnym centrum Krakowa, w bloku, na pierwszym piętrze, ma jeden pokój, osobną kuchnie, łazienke z przysznicem koniecznie... jakies 30 m kwadratowych, na których znajduje sie pralka, kuchenka, lodówka, łożko, szafa, stół (biurko)... miesiecznie zamykam sie ze wszystkimi oplatami w granicach 600 zł.
rzeczywistość wygląda tak: takie mieszkanie jak mi sie marzy kosztuje miesiecznie ok. 1000 zł, dlatego moge iść na jakieś kompromisy jezeli chodzi o jego wyposazenie i lokalizacje...
no dobra... znalazłam wiec kilka interesujących mnie ofert i co? i tu sie zaczynaja kolejne schody... juz nie natury finansowej a emocjonalnej...
problem emocjonalny nr jeden nazywa sie: jak mała Paulinka poradzi sobie sama w Wielkim Mieście będąc tam zupełnie sama?
problem emocjonalny nr dwa nazywa sie: jak Mareczek bedzie czuł sie bez Paulinki i jak Paulinka bez Mareczka?

od bardzo dawna o niczym innym nie marze jak o tym, zeby sie wyprowadzic nareszcie z domu... w tamtym roku miałam juz namaistke tego jak to wygląda i nie powiem zeby mi sie nie podobało... tylko ze w tamtym roku nie mieszkalam sama... a teraz nie dzieliłabym mieszkania z nikim... zaczełabym pewnie szybko szukac jakiegos zajecia zeby dac sobie jakos rade i pewnie juz bym sie do domu na stałe nie wróciła... i taka perpektywa podoba mi sie bardzo... tylko ze boje sie... boje sie wykonac pierwszy krok... boje sie, ze za bardzo bede tesknic, ze sobie nie dam rady, ze nie bede miała z kim wieczorem porozmawiac, boje sie chyba najbardziej samotności i tego, ze wcale nie jestem taka odważna zeby zostawic tutaj wszystko i uciec... 
lubie nowe wyzwania, lubie zmiany, ale chyba tej tak drastycznej sie boje...

wiec moze jeszcze nie teraz? moze nie nadeszła jesczez odpowiednia pora?

a moze poprostu ja potrzebuje kogos kto by mnie do działania popchnął? a jak narazie nikomu sie moj pomysł nie podoba...

my_destiny : :