Komentarze: 5
Paulinka wstała z łóżeczka... spędziła w nim całe trzy doby... ma dość tego miejsca, ma dość chorób, ma dość bólu, ma dość antybiotyków, witamin, aspiryn, termometrów, ciśnieniomierzy itp, itd....
nie rozumiem dlaczego trzeci raz w ciągu miesiąca sie rozchorowałam... i to nie ot takie tam przeziębienie tylko tym razem angina... nigdy w zyciu tego nie miałam... a podobno jak byłam mała to zdrowa nigdy nie byłam :P
całe szczęście dzisiaj juz miałam na tyle siły zeby zacząc choc troszke normalnie funkcjonować... i nie wiem czyja to zasługa :) czy to Jordan znalazł szamana i sie nie przyznał? a moze to moje Osobiste Szczęście tak dobrze sie mną zajmowało, ze w miare szybko udalo mi sie wrócic do świata żywych?
bo czy ja kiedykolwiek mówiłam jakiego mam kochanego chłopczyka? najwspanialszego na świecie nawet bym rzekła :) zajmował sie mną jak najlepszy specjalista :) przynosil leki, tulil do snu, głaskał po głowce, zbijał gorączke mokrym ręcznikim (i nawet bardzo nie komentował tego jak ja wyglądam z owym ręcznikiem na czole :P), nie budził jak chrapałam (a podobno całkiem zawodowo mi to wychodziło :) ), i wmawiał mi ze ładnie wyglądam :P (no to juz było przegięcie pały z jego strony, no ale jakie miłe :D )...
na kilka dni stał sie w naszym domu ordynatorem, którego wieczorne obchody były najprzyjemniejszymi z wszystkich mozliwych :)
a tak wogóle to podobno świeta blisko... no cóz tym razem tez jakos nie było okazji, zeby sie do nich szczególnie przygotować... i nawet wymówke mam... no nic... nie ważne...
ale zeby nie było... sama dzisiaj osobiscie 14 jajek kurzych zamieniłam w małe dziełka sztuki :P