Komentarze: 4
nie lubie takich sytauacji... nienawidze... nie potrafie nad nimi przejść do porządku dziennego choć to ani nic dziwnego, ani nowego, ani szczególnego...
no bo przeciez w kazdym zwiazku cos takiego sie zdarza... ot co! zwykła kłótnia... ale nie, u nas musi być niezwykle... wolałabym zeby sie na mnie wydarł, zeby mnie objechał z góry na dół... wolałabym mu wszystko wygarnąć po kolei jak leci... ale nie, ja nie mowie nic, a jesli cos to bardzo mało i wychodze... on zostaje sam, ja zostaje sama... za to problem ma juz dwoch towarzyszy...
i chuj! i tak jest za kazdym razem!
a ledwo zamkne drzwi (bo juz nawet nie trzaskam) załuje tego ze wogole taka mysl mi przez głowe przeszła zeby wyjść... wiec w ciągu godziny przepraszam, on przeprasza i sytuacja sie normuje... a problem jak był, tak jest nadal... a ja nie potrafie powiedziec, co mnie boli... a to sie tak warstewkami we mnie odkłada, a on nawet nie zdaje sobie z tego sprawy jak niektore jego zachwania bardzo mnie bolą... nio ale skąd ma wiedziec skoro ja dla spokoju uciszam za kazdym razem sprawe? ... i tu koło sie zamyka...
byłam u niego przed chwila... pocałowałam klamke... miło było :(
i wiem ze w ciagu najblizszych 24h wszystko bedzie dobrze, bo byc musi... bo ja jestem jego, a on moj... inaczej byc nie moze...
teraz tylko troszke bede musiec odreagowac... nie wiem tylko jeszcze jaki sposob wybrac...
a najbardziej jestem zła na siebie... przeciez mogłam tam zostac...
KURWA MAC!
(no juz troszke lepiej :P)